Oto zapis live’a, na którym rozmawiałyśmy o Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w 2022 roku. Podczas rozmowy skupiłyśmy się na tym, jak pracuje psycholog na Igrzyskach Olimpijskich. Jeżeli z jakichś powodów wygodniej Ci czytać, niż wysłuchać naszej rozmowy, ten tekst jest właśnie dla Ciebie.
Możesz także odsłuchać tego live’a jako podcastu w kilku najpopularniejszych platformach podcastowych:
Ja się nazywam Gosia Stępniak i dzisiaj z Natalią Pawelską będziemy rozmawiać o Igrzyskach w Pekinie, które już się skończyły, ale trochę je powspominamy. Natalia jest moją koleżanką po fachu, jesteśmy psycholożkami sportu i działamy w tej dziedzinie. Ponadto razem tworzymy różne pomoce dydaktyczne. Są to ćwiczenia oraz treści dedykowane zawodnikom, trenerom sportowym, ale też psychologom sportowym, psychologom i trenerom mentalnym.
Dzisiaj zapraszamy Was na krótki wywiad, podczas którego zapytam Natalię o tajniki jej pracy oraz inne kwestie, które Was bardzo interesują. Natalia od 4 lat współpracuje z kadrą łyżwiarstwa szybkiego. Igrzyska w Pekinie trwały od 4 do 20 lutego, a Natalia była osobą, która wspierała naszych zawodników jako psycholog sportowy na Igrzyskach Olimpijskich.
Gosia: Minął już miesiąc od Igrzysk. Jak sobie tak dziś o nich pomyślisz na chłodno, to jak je wspominasz już z pewnego dystansu?
Natalia: Pierwsze co, to gdy sobie myślę, że to już miesiąc, ale.. tylko miesiąc – dużo rzeczy wydarzyło się w międzyczasie. Zdążyłam być już na jednym zgrupowaniu, zaraz jadę na drugie. Ale oczywiście miałam taki moment po Igrzyskach, żeby trochę przystanąć, zastanowić się, przemyśleć, co tam się wydarzyło… co to była za impreza, co się działo, co warto zapamiętać, co mi się przyda… I jak sobie o tym teraz myślę, to uważam, że to było naprawdę ogromne zawodowe doświadczenie dla mnie. Żeby być tam, zobaczyć jak to wyglądało od środka.. Trochę śledzić to, jakie informacje wychodzą na zewnątrz, jak to jest kreowane w mediach. Ale także czy to, co się pojawia w mediach, dociera do Polski oraz do świata zewnętrznego, faktycznie zgadza się z tym, czego my doświadczaliśmy w Pekinie.
To jest moim zdaniem takie doświadczenie, którego nie da się w żaden sposób opisać ani zastąpić. Ale też było to trudne doświadczenie. Na bieżąco starałam się prowadzić coś w rodzaju dziennika, notatek o tym, co tam się dzieje. I zarówno w tych notatkach, jak i dziś po miesiącu aktualne jest dla mnie odczucie, że to było najtrudniejsze doświadczenie w mojej karierze zawodowej do tej pory. Zobaczymy, co jeszcze przyniesie los, ale oprócz tego, że było to duże doświadczenie, ważne i wartościowe, to jednak bardzo trudne.
Czy pobyt na Igrzyskach może być trudny?
Gosia: Myślę, że to fajnie, że o tym mówisz. Często to jest takie marzenie zawodowe, które idealizujemy, a Ty pokazujesz tę drugą stronę. Że wyzwanie, że jak najbardziej wzbogacające, ale też trudne.
Natalia: Słyszałam też takie głosy, jeszcze zanim pojechałam na Igrzyska. Że właśnie to wcale nie wygląda tak kolorowo, jak nam się wydaje. Oczywiście można się spodziewać, że skoro jedzie 57 zawodników, a każdy z nich jedzie ze swoimi nadziejami, chęciami jak najlepszych występów czy tego, żeby zdobyć medal, być jak najwyżej. A tych medali jest przecież ograniczona liczba, a miejsc na podium tylko 3. Więc część z tych zawodników wróci z niedosytem, rozczarowaniem, złością. Więc doświadczamy nie tylko tych momentów radości. Ale tak naprawdę w dużej mierze, a nawet w większości, są to takie emocje, które nie do końca lubimy. To też jest w jakiś sposób trudne. Ale wiedziałam to wcześniej. Więc zdawałam sobie sprawę, że to mogę mieć nie tylko przyjemne doświadczenia i miłe wspomnienia z Igrzysk.
Gosia: A jak wyglądała praca na miejscu?
Natalia: W zasadzie dla mnie dosyć standardowo. Tak jak wspominałaś – ja już od 4 lat pracuję z łyżwiarstwem szybkim. Tak naprawdę z grupą short tracku od tych 4 lat, przez jeden sezon pracowałam też z długim torem. Moja praca skupiała się głównie na tej grupie short trackowej, poszerzonej o to łyżwiarstwo szybkie. Ponieważ byłam w wiosce olimpijskiej z łyżwiarzami, oprócz łyżwiarstwa szybkiego na krótkim i długim torze było też łyżwiarstwo figurowe. I tak naprawdę to tyle, jeśli chodzi o polskie sporty i o wioskę w Pekinie.
Dodatkowo reszta zawodników była w dwóch innych wioskach, które były oddalone o 100, a nawet 200 km od Pekinu. Więc możliwość przemieszczania między wioskami była, ale w praktyce było to trudne do wykonania. Dlatego moja praca skupiała się na wiosce, którą znałam, z którą pracowałam. Pracowaliśmy podobnym systemem, czyli byłam obecna na treningach i zawodach oraz pracowaliśmy w międzyczasie. Byłam dostępna również dla zawodników w dni wolne, między treningami.
Oczywiście, ze względu na to, że byłam jedynym psychologiem, jeśli ktoś miał taką potrzebę z wioski poza Pekinem, mógł się ze mną skontaktować telefonicznie. Natomiast przed najważniejszą imprezą zazwyczaj nie rozpoczynamy współprac, nie robimy zmian, modyfikacji. Zawodnicy, którzy nie mieli do czynienia z psychologiem, lub którzy mnie nie znają, szukają pomocy w sytuacjach kryzysowych, awaryjnych. Kiedy czują, że wszystko im się wymyka spod kontroli. A jeśli chodzi o grupy, z którymi współpracuję na co dzień, to już wiemy, jak działamy, jak pracujemy. Ja znam tych zawodników, znam trenerów i grupy współpracujące. Możemy zatem kontynuować działania, które robiliśmy już przez te 4 lata. Wiemy, co nam się sprawdza, o czym warto pamiętać, co przypominać.
Praca w warunkach niestartowych
Gosia: A czym się różni taka praca w warunkach niestartowych od takiej na docelowej imprezie?
Natalia: Myślę, że gdyby porównać te igrzyska chociażby do Pucharów Świata, z którymi mieliśmy do czynienia też w tym sezonie, a jeden z tych Pucharów odbywał się również w Pekinie na tym samym lodowisku, to różnica jest taka, że na Pucharach Świata w 4 dni zawodów odbywa się wszystko to, co podczas Igrzysk odbywa się przez ponad dwa tygodnie. Tak naprawdę starty były co drugi dzień, po jednej – dwóch konkurencjach.
Na Pucharach Świata są 4 dni, codziennie jest więcej niż jeden start, i wszystko się w tych 4 dniach zamyka. A tutaj mamy dużo przerw. To duża szansa na odpoczynek, ale też większa szansa na rozmyślanie, zastanawianie się, na to, że można tę formę i zyskać i stracić. Także tutaj może się dużo więcej zadziać i myślę, że to jest taka kluczowa różnica. To, że jesteśmy przez długi czas w jednym miejscu. Trzeba też pamiętać, że byliśmy w tej tak zwanej bańce przez prawie miesiąc, 27 dni, które spędziliśmy w zamknięciu.
Gosia: No właśnie, jak powiedziałaś o tej bańce… jest coś takiego, co Cię zaskoczyło, pomimo tego, że przygotowywałaś się do tego wyjazdu?
Natalia: Były różne głosy tak naprawdę, jak to może wyglądać, i do końca nie wiedzieliśmy, jak to będzie zorganizowane. Do momentu, gdy nie dolecieliśmy do Pekinu. Były takie głosy też z poprzednich Igrzysk, gdzie też była teoretycznie bańka, ale się okazywało, że jednak można było się gdzieś wydostawać. Przejść się poza wioskę olimpijską, albo osoby, które mieszkały poza wioską, miały taką możliwość, żeby wyjść z hotelu. To mnie zaskoczyło, że tutaj faktycznie udało się zorganizować takie Igrzyska, które zminimalizowały możliwość wyjścia i uczestniczenia w świecie zewnętrznym.
Transport, wszystko było dedykowane tylko dla uczestników Igrzysk Olimpijskich. Jeżeli poruszaliśmy się to szliśmy do pewnej strefy w wiosce olimpijskiej, wysiadaliśmy w konkretnej strefie w obiekcie sportowym, wchodziliśmy na obiekt sportowy – tam mogliśmy się poruszać. Ale wychodząc, już znowu wsiadaliśmy do transportu, wysiadaliśmy w wiosce. Ja mieszkałam poza wioską olimpijską, w hotelu, i tak samo wyglądała moja droga. Wsiadałam do jednego autokaru, który nigdzie się nie zatrzymywał po drodze, dopiero na parkingu, który był sprzężony. Była tam policja, szlaban, a nawet dwa szlabany. Tam, dopiero po zamknięciu tych wszystkich wrót i drzwi, mogliśmy wysiąść z autokaru i przejść do swoich pokoi w hotelu. Także było to naprawdę szczelnie zorganizowane. I to mnie właśnie zaskoczyło, że faktycznie nie było możliwości, by w jakiś sposób wyjść, przejść się po Pekinie.
Polecamy: Kwarantanna przed zawodami. Jak się przygotować?
Gosia: Dosyć podobnie też było na lotnisku, prawda?
Natalia: A tak, to była w sumie taka pierwsza oznaka, że coś faktycznie się dzieje. Kiedy wyszliśmy na lotnisko, była tam kompletna pustka. Nie było nikogo oprócz Chińczyków, ludzi ubranych w skafandry, pracujących na lotnisku. Ubrani od stóp do głów, tak jak kojarzymy głównie z jakichś filmów, czy z takich miejsc, gdzie idziemy się przetestować na COVID. Oni właśnie tak na lotnisku, wszyscy, czy byli za plastikowymi barierami, czy mieli bezpośredni kontakt z nami, to byli właśnie cali ubrani. Nie było tam nikogo innego poza nami, poza naszym samolotem. Totalnie wielkie lotnisko i nikogo więcej.
Oczekiwaliśmy tam na nasze bagaże, po kolei wołali, bo procedura, trzeba było się zarejestrować. Tych procedur trochę było, znaliśmy je natomiast już wcześniej przed wylotem. Dostaliśmy takie wytyczne, na ile godzin przed trzeba zrobić test, gdzie go zrobić, a potem na ile godzin przed zrobić kolejny test. Gdzie otrzymamy wyniki, co z tymi wynikami zrobić, jak wypełnić aplikację. Wszystko było krok po kroku w kilkudziesięcio-stronicowej instrukcji: jak się zalogować do danej aplikacji, kiedy dana aplikacja będzie potrzebna, co zrobić z QR codami, które otrzymamy, kiedy będziemy musieli ich użyć, czy na lotnisku w Polsce, czy na lotnisku w Chinach…
Także trochę tych procedur było i myślę, że one zaprzątały dodatkowo głowę i trzeba było tym się zająć. Na poprzednich Igrzyskach Zimowych można było po prostu spakować walizkę, wsiąść do samolotu, wysiąść i już – czekać na transport do hotelu. A tu mieliśmy jeszcze dodatkowe oczekiwania, związane z procedurami, COVID-em, czekaniem na dedykowany transport. No i te oczekiwania chwilę potrwały, kilka godzin czekaliśmy na lotnisku, żeby przetransportować się dalej do wiosek olimpijskich.
Gosia: No właśnie, rzeczy o których mówisz możemy sobie tylko wyobrazić. Ale z drugiej strony, gdy już jesteś w tej sytuacji to jest dosyć niespotykane przez życie, prawda?
Natalia: Zdecydowanie! Z jednej strony możemy sobie wyobrażać, ale tak naprawdę do końca jeśli tego nie doświadczymy, nie zobaczymy na własne oczy, to nie wiemy, jak możemy zareagować na taką sytuację. Jak to faktycznie wygląda, i czy to jest w jakiś sposób trudne doświadczenie, czy wręcz przeciwnie. Ja byłam przygotowana na taką ewentualność. W plecaku miałam różnego rodzaju gry, coś, co mogliśmy porobić na lotnisku. I faktycznie poszły one w ruch, żeby zapełnić te 4 godziny oczekiwania w hali przylotów.
Jak psycholog sportu trafia na Igrzyska?
Gosia: Gdy byłaś na Igrzyskach, pojawiło się u nas sporo takich wiadomości z pytaniami o to, jak to się stało, że Ty jesteś na Igrzyskach. O ile ja, czy psychologowie wiedzą jak to się odbywa, to nie jest dla każdego takie oczywiste. Czy mogłabyś nam o tym opowiedzieć?
Natalia: Tutaj mam w sumie dosyć ciekawą anegdotkę, którą mogę opowiedzieć – zawodnicy również zadawali mi o to pytania. Zawodnicy, aby dostać się na Igrzyska, przechodzą przez kwalifikacje. I padło takie właśnie pytanie, czy psycholodzy też mają coś takiego, że muszą przejść jakieś kwalifikacje, zakwalifikować się na Igrzyska. No i chyba myślę, że coś takiego jest.
Natomiast nie mamy konkretnych wytycznych, co do tego co trzeba zrobić. Czyli nie ma jakichś warunków, po których spełnieniu okazuje się, że jedziemy, albo nie. Tutaj jest bardziej złożona sytuacja. Mogę opowiedzieć o tym, co dla mnie jest jasne i mniej więcej słyszałam też od innych psychologów, na jakiej podstawie oni jechali oraz jak to się stało, że ja pojechałam.
Pierwsza rzecz to jest współpraca z kadrą narodową, czyli musimy mieć kontakt z zawodnikami, którzy jadą na te Igrzyska. Taka trochę niepisana zasada jest, że jedzie ten psycholog, który ma kontakt z największą liczbą zawodników. Oczywiście są jeszcze dodatkowe jakieś kryteria: czy zawodnicy, którzy jadą, mają szanse medalowe, czy zakwalifikowało się wystarczająco dużo zawodników, bo wiadomo, że na jednego zawodnika przypada ileś osób z obsługi, czyli trener, serviceman, psycholog, fizjoterapeuta. Wypełnienie tych kryteriów, czyli tak naprawdę im więcej zawodników, tym większy sztab szkoleniowy, który może pojechać.
W tym okazuje się, ile tak naprawdę jest miejsc dla psychologów oraz z jakiego związku będzie psycholog na Igrzyskach Olimpijskich. Związek sportowy musi oczywiście zgłosić takiego psychologa, to jest warunek konieczny. Związek sportowy wyraża chęć zabrania konkretnych osób na Igrzyska. Potem Polski Komitet Olimpijski podaje, ile jest miejsc, i na tej podstawie trzeba zadecydować, kto ostatecznie jedzie, a kto nie. Wiem, że na pewno – nie wiem, czy od tych Igrzysk – ale na pewno jedna osoba pełni funkcję welfare officer. W tym roku ja pełniłam tę funkcję. Jest to osoba, która ma dbać o dobrostan psychiczny zawodników. Każdy zespół przynajmniej jedną taką osobę musiał mieć w teamie.
Gosia: Każdy zespół, czyli każda reprezentacja?
Natalia: Tak, każda reprezentacja, czyli w kadrze polskiej to byłam ja. I tak naprawdę przechodzi się pewne kroki po zgłoszeniu związku sportowego. Trzeba podpisać różnego rodzaju umowy, zobowiązania, jakieś zgody na wyjazd, chęć uczestnictwa, wypełnić stosowne pisma. Żeby potem można było dostać akredytację czy żeby Polski Komitet Olimpijski mógł zorganizować dla nas przelot. Więc to już musi być dużo wcześniej. Wtedy jest taki szeroki skład, tak jak: zawodnicy rezerwowi, zawodnicy, którzy nie mają jeszcze kwalifikacji, bo te kwalifikacje trwają. Albo kwalifikacje nie są imienne, tylko są kwalifikacjami dla kraju. To te związki sportowe zgłaszają szeroki skład no i potem na ostatniej prostej, czyli chwilę przed wylotem znana jest dokładna liczba osób, kto jedzie, jaką funkcję pełni, kiedy wyjeżdża i kiedy wraca.
Gosia: Ok, myślę, że dokładnie wytłumaczyłaś, na czym to polega i mam nadzieję, że da to czytelnikom szerszy ogląd tego, jak to się dzieje, że dany psycholog jest na Igrzyskach Olimpijskich. Sporo mówiłaś już o funkcjonowaniu w wiosce olimpijskiej, powiedz: budzisz się, jesteś w wiosce olimpijskiej… i co? Jak taki dzień wygląda?
Dzień w wiosce olimpijskiej
Natalia: U mnie wyglądałby trochę inaczej. Budzę się, jestem w hotelu i muszę się przetransportować do wioski olimpijskiej. Wsiadam do autokaru, który jeździ co godzinę. Dojeżdżam do wioski i idę zjeść śniadanie (wyżywienie, stołówka 24h znajdowały się właśnie w wiosce olimpijskiej). Następnie z wioski dojazd na trening, co zajmowało ok. 30 minut (maksymalnie do 50 minut w zależności od korków), potem miał miejsce trening. Po treningu znowu powrót, obiad, czas na pracę mentalną z zawodnikami oraz sztabem szkoleniowym. Chwila też czasu dla siebie, żeby chociażby pospacerować po wiosce olimpijskiej. Potem drugi trening: czasem na miejscu w wiosce a czasem znowu przejazd na lodowisko, powrót. Kolacja, znów możliwość na ewentualną pracę, powrót do hotelu. Tak mniej więcej wyglądał standardowy dzień.
Gosia: Pojawiło się pytanie o to, czy zdarzały się interwencje kryzysowe?
Natalia: Tak, zdarzyły się, sytuacje, o których być może było słychać. Były takie, które z jednej strony można było przewidzieć, a z drugiej strony ciężko się na nie przygotować. Mówię tutaj o tych sytuacjach pozytywnych wyników testów COVID już na miejscu. One powodowały różnego rodzaju procedury, które z jednej strony były znane, a z drugiej strony na miejscu okazywało się nieco inne, zmodyfikowane. Trzeba było się odnajdywać w tej sytuacji na nowo.
Myślę, że to było trudne i dla sztabu szkoleniowego i dla zawodników, ale też dla mnie. Dla mnie było trudne, żeby wiedzieć jak to wygląda. Co krok po kroku będzie się działo, ale też świadomość, że od początku spotykało inne osoby, ale nikt nigdy nie wiedział, czy to spotka mnie, czy kogoś innego. Więc tutaj już od początku po przyjeździe, kiedy osoby okazały się pozytywne, podlegały procedurom. Wokół osób, które były w kontakcie, miały miejsce dodatkowe obostrzenia. Osoba mająca kontakt z osobą zarażoną nie mogła np. jeść posiłków. Trzeba było przynosić jej posiłki do pokoju, mogła jeździć na treningi, ale oddzielnym transportem, co wiązało się z całą procedurą załatwiania transportu… Dla niektórych było to spore obciążenie. Taka osoba zamiast jednego testu dziennie (bo codziennie byliśmy testowani), miała dwa. Więc i szansa na to, że coś się pojawi, jeśli miało się pojawić, podwajała się. Był to na pewno dodatkowy czynnik stresujący.
Łyżwiarstwo szybkie na ZIO 2022 – interwencje kryzysowe
Gosia: Jak zaczęłaś temat testów, padło również pytanie o interwencje kryzysowe… a wokół kadry łyżwiarstwa szybkiego medialnie działo się bardzo dużo. W Polsce również tak to się odbierało i kibice żyli i przeżywali to, co u was się działo. A znamy też tylko tego jedną stronę. Czy możesz powiedzieć coś o tej sytuacji w łyżwiarstwie szybkim?
Natalia: Myślę, że to, co się pojawiało w mediach, miało ziarnko prawdy. Niektóre wiadomości docierały też do mnie. Starałam się też mniej więcej śledzić, co się pojawia, co jest w mediach, jak to jest komentowane, ale nie było to 100 % prawdy. Było to dla mnie takie doświadczenie, że to, co się czyta w mediach niekoniecznie musi być prawdziwe. Fakty mogą być trochę zmienione. Wiem, że dużo informacji się pojawiało, a tak naprawdę już od początku, gdy wróciliśmy do wioski olimpijskiej, dostaliśmy informacje, że kilka osób ma pozytywny wynik testu. Te osoby już następnego dnia musiały przejechać do hotelu covidowego, w którym do momentu otrzymania negatywnych wyników były odizolowane.
No i tutaj już się zaczęły wszystkie trudności. Bo to była kadra łyżwiarstwa szybkiego na długim torze. Natomiast osoby, które obserwują lub znają specyfikę tych sportów wiedzą, że długi tor i krótki tor znają się. Są to osoby blisko ze sobą związane, przez co mogliśmy się również czuć zagrożeni i obawiać tym, że coraz więcej osób może mieć pozytywne wyniki. Najbliższe dni były bardzo ostrożne, oprócz tego, że przez cały czas były przestrzegane procedury. Trzeba przypomnieć, że wylatując do Chin wszyscy musieli mieć dwa negatywne wyniki testów. Wszyscy więc mieli wyniki negatywne, ale po przylocie było jednak kilka pozytywnych. No i potem po kolejnych dwóch, trzech dniach dodatkowo zawodniczka z short tracku Natalia Maliszewska również otrzymała pozytywny wynik testu. A to jest ta kadra, z którą ja bezpośrednio pracuję. No i to też taka sytuacja, która była stresująca i odbiła się dużym echem w mediach.
Przeczytaj: Pekin 2022. 6 historii i momentów, które zostaną z nami na dłużej
Jeżeli chodzi o Natalię, to miała najmniej czasu do startu (jej start odbywał się pierwszego dnia po otwarciu Igrzysk), a w mediach pojawiała się ona jako nasza nadzieja medalowa. Myślę więc, że tym bardziej było zainteresowanie kibiców i mediów, jak to wszystko się działo. Jeśli pojawiają się wokół nas wyniki pozytywne, to tak naprawdę nie wiedzieliśmy, co się wydarzy za dzień, dwa, trzy, pięć dni. To był taki czas, kiedy trzeba było być przygotowanym. Szykować się do startu, ale także brać pod uwagę różne scenariusze. I też patrzeć na to, że chociażby zakwalifikowała się sztafeta, która składa się z czterech kobiet.
W przypadku, kiedy Natalia była pozytywna, zostały tylko trzy zawodniczki. A to już sprawiało, że w danym momencie jedna konkurencja odpadała. Dotykało to nie tylko jednej zawodniczki, ale bezpośrednio całego zespołu. Myślę, że to sprawiło, że ta sytuacja stała się bardzo trudna, a do tego wszystkie procedury, które się zmieniały. Trzeba było dostosowywać się do nowej sytuacji. Do tego czy te wyniki są pozytywne, negatywne, ile tych negatywnych potrzeba, ile dni mogą zawodnicy spędzić w hotelu. To były informacje, które były na bieżąco modyfikowane. Ta sytuacja różniła się, i ja to czułam, że ona się różni.
Chociażby od tego, co mamy w Polsce – czyli, że jeśli mamy wynik pozytywny, to po 7 dniach można normalnie funkcjonować. Tutaj tak nie było. Po wyniku pozytywnym trzeba było czekać na negatywny. Ale potem, po kilku dniach, gdy był już negatywny, a pojawił się znów pozytywny, to on wykluczał ze startu, i procedura działa się od nowa. To było na okrągło stresujące, nawet gdy zawody się skończyły, to wszyscy chcieli wrócić do domu. A żeby wylecieć z Chin, trzeba było mieć wynik negatywny. To codzienne testowanie oraz świadomość, że nie wiadomo ile ta izolacja potrwa to było nowe doświadczenie. Myślę że dla mnie, ale i dla wszystkich osób, które tam były.
Przydatne umiejętności mentalne w trudnej sytuacji startowej
Gosia: No właśnie. Bańka, o której wcześniej mówiłaś, pewna nieprzewidywalność i zmienność tego, co się dzieje, plus testowanie. Jak sobie tak myślisz o Igrzyskach i miałabyś wybrać top trzy umiejętności mentalnych, które zawodnikom są i były potrzebne w Pekinie, to co byś wybrała?
Natalia: Jak sobie o tym myślę to, chyba już to wcześniej powiedziałam, ale taka elastyczność, umiejętność dostosowania się do nowej sytuacji, umiejętność zobaczenia, jak jest i szukanie tej adaptacji. Taka osoba, która potrzebuje wiedzieć z dużym wyprzedzeniem, mieć wszystko poukładane myślę, że miała pewnie więcej trudności. Jeżeli doświadczyła takich sytuacji, które z godziny na godzinę się zmieniały, z dnia na dzień.
Chociaż wiemy, że w sporcie trzeba być elastycznym i się dostosowywać. Ale myślę, że na tych Igrzyskach było to bardzo ważne. Druga taka rzecz to samoświadomość zawodników, taka świadomość tego, czego w danym momencie potrzebują. Umiejętność zastanowienia się, co na ten moment jest ważne. Co mi pomoże, a co mi przeszkadza, jak sobie z tą sytuacją poradzić. Myślę też, że taka umiejętność proszenia o pomoc, jeżeli jej potrzebują, żeby umieć porozmawiać. Jeżeli mieli taką potrzebę – ponieważ różnica czasowa była duża – to żeby umieć zorganizować sobie ten czas na miejscu. I poprosić o rozmowę, czy prosić o to, czego w tej chwili potrzebują. Czy to będzie chwila spokoju, czy towarzystwo.
A dodatkowo również takie elementy stricte sportowe, które w tych igrzyskach nie tylko sportowo się przydawały to koncentracja, umiejętność skupienia się na tym co tu i teraz, w danym momencie, i skupienie się na rzeczach, które możemy w jakiś sposób kontrolować. Czyli niewybieganie w przyszłość, co będzie, jeśli będzie ten wynik testu taki, a nie inny, co zrobić…. I zastanawianie się, jak zmienić ten wynik testu. Tylko skupienie się na tych codziennych rzeczach, które można zrobić, żeby przygotować się jak najlepiej do startu. Ale też żeby czuć się bardziej komfortowo. Na wyniki testów i na to jaki będzie rezultat zupełnie nie mamy przecież wpływu.
No i oczywiście też takie radzenie sobie ze stresem. Myślę nie tylko o tym, że Igrzyska mogą sprawiać, że to jest jakaś ważniejsza impreza i tego stresu jest więcej (choć faktycznie zawodnicy mogą to tak doświadczać). Ale też i to wszystko dookoła, ta cała sytuacja, która się wiązała z koronawirusem czy zamknięciem i izolacją od otoczenia, z monotonią. Tutaj myślę, że umiejętność relaksacji, ćwiczeń oddechowych czy różnego rodzaju sposobów na zredukowanie napięć i stresów – na pewno było to mile widziane.
Gosia: Czyli tak roboczo można powiedzieć, że umiejętność uspokajania układu nerwowego?
Natalia: Zdecydowanie.
Gosia: Miałaś wymienić trzy, a wyszła nam z tego taka myślę, że dobra piątka: elastyczność, dostosowywanie się do zmieniających warunków, samoświadomość zawodnika, czwarte, czyli koncentracja tu i teraz, umiejętność radzenia sobie ze stresem oraz piąte: umiejętność proszenia o wsparcie i pomoc, gdy jest potrzebna – czyli ci inni ludzie się tutaj też pojawiają. Tak sobie jeszcze myślę… dużo mówiłaś o przygotowaniu, nawet gdy odpowiadasz, to zawsze mówisz: „byliśmy przygotowani”, „zawodnicy byli przygotowani”, „ja byłam przygotowana”.. No właśnie. Tak się mówi, że zawodnicy 4 lata się przygotowują do imprezy docelowej, a psycholog… przygotowuje się, czy nie?
Natalia: Dobrze by było, gdyby się przygotowywał razem z zawodnikami. Może, jeżeli myślę o sobie, to faktycznie te 4 lata to był proces i pewnie od początku w kontekście wyjazdu na Igrzyska. Nie myślałam o sobie 4 lata temu, że co zrobić, jak to przygotuje mnie na Igrzyska.. Jednak faktycznie, podejmując się współpracy, była taka wizja współpracy właśnie 4-letniej, więc i Igrzyska się przewijały od początku.
Takie przygotowanie myślę, że też na ostatniej prostej. Kiedy już wiedziałam, że jadę na Igrzyska, to dla mnie istotne było to, oprócz tego co wiedziałam z imprez międzynarodowych, czyli mistrzostw Europy, świata, pucharów świata. Jak to może wyglądać, co jest ważne, czego zawodnicy potrzebują, czego ja będę potrzebowała, żeby w jakiś sposób wesprzeć zawodników, trenerów, sztab szkoleniowy. Dodatkowym elementem, ponieważ pozostałe wyjazdy były tygodniowe, max dwutygodniowe, a tutaj ten wyjazd miał trwać miesiąc. I to w specyficznych warunkach: z różnicą czasową, cenzurowanym internetem poza wioską olimpijską (brak dostępu do social mediów). To były takie dodatkowe rzeczy, do których starałam się przygotować.
Bardzo mi pomogły konsultacje ze starszymi, bardziej doświadczonymi psychologami, którzy już byli na Igrzyskach. Którzy powiedzieli co im się sprawdziło, podzielili się swoją wiedzą. Taki element, który był w moim przygotowaniu ważny, było zabezpieczenie się i świadomość, że są osoby, do których o danej godzinie chociażby można zadzwonić i porozmawiać. To takie osoby, które nie są tam na miejscu, które są w zupełnie innej rzeczywistości i można porozmawiać z nimi o wszystkim. Takie wsparcie i świadomość tego, że różnica czasowa a i tak jestem w stanie zadbać o siebie. Porozmawiać z kimś i uzyskać takie wsparcie czy po prostu rozmowę o rzeczach codziennych.
Jak psycholog dba o siebie na Igrzyskach?
Gosia: Sporo osób w tym czasie pytało mnie, czy psychologów, których razem znamy, ale tak po prostu również moich znajomych: „Natalia jest na Igrzyskach tyle czasu, to jak ona będzie tam dbać o siebie?” „Przecież psycholog przejmuje emocje innych i w różnych sytuacjach się znajduje, no to jak ona będzie tam dbała o siebie?” – to były pytania, które ja od wielu osób dostawałam.
Natalia: A u nas między zawodnikami były takie tematy. Czy też w luźnych rozmowach, gdy razem przebywaliśmy, mówili że: ok – jest psycholog dla zawodników, dla trenerów, jesteś tym psychologiem. Ale teraz chyba będziemy potrzebowali psychologa dla psychologa. Tak jakby widzieli, że naprawdę to był dla nas wszystkich trudny czas, szczególnie ten początek Igrzysk. Ale wtedy ich zapewniłam, że zadbałam o tę część i w sumie to chyba było to moje przygotowanie. Bardzo się cieszyłam i było to potrzebne.
Gosia: Ok, w takim razie znowu przeskakujemy na zawodników. Sportowe, miłe zaskoczenie tych Igrzysk, i nie musi być z naszej reprezentacji?
Natalia: Hmm, trudno będzie wybrać. Ja starałam się śledzić całe Igrzyska. Ale mam wrażenie, że mimo wszystko widziałam mniej, niż gdy byłam w Polsce i oglądałam Igrzyska 4 lata wcześniej. Tutaj dbanie o siebie i praca nie pozwalały na to, żeby siedzieć przed TV 24 h na dobę. Ale tak myślę sobie, że blisko pójdę. I tak łyżwiarsko, myślę sobie o długim torze, czyli Ireen, o której na naszym blogu pojawił się niedawno wpis.
Zobacz wpis: Ireen Wüst dlaczego zrobiła na mnie wrażenie
To jest jednak imponujące, żeby przez 5 kolejnych Igrzysk zdobywać złote medale. To trzeba faktycznie umieć się przygotować na docelową imprezę. Szczególnie, że ta zawodniczka cały czas jest czołową zawodniczką. Ale w sezonie to nie jest tak, że mogliśmy w 100% powiedzieć, że to ona ten złoty medal wygra. Także było to i do tej pory jest to imponujące, żeby umieć się tak przygotować na główną imprezę.
I jeszcze tak sobie myślę o jednej zawodniczce, którą też swego czasu miałam okazję poznać. Trenowała przez chwilę w Polsce. To zawodniczka z Niemiec Claudia Pechstein, która startowała na pierwszych Igrzyskach chyba jakieś 30 lat temu, a może nawet więcej. Zdobyła tam medal, ale była też na tych Igrzyskach. Nie wiem, które to już są jej Igrzyska. Ale chyba jest jakąś rekordzistką, jeśli chodzi o właśnie uczestnictwo w Igrzyskach Olimpijskich. No i to jest imponujące, że zawodniczka, osoba, która jest dużo starsza ode mnie cały czas jest w super formie. Na tyle, żeby zakwalifikować się na Igrzyska i żeby walczyć o medale. Może teraz już nie wywalczyła medalu, ale to wciąż były lokaty w czołówce i to jest dla mnie niesamowite. A do tego jest super osobą! Zawsze zagada, mimo tego, że ma tyle tytułów to nie ma problemu, żeby przystanąć, porozmawiać… jest po prostu normalną osobą.
Gosia: Jak powiedziałaś o wieku, to tak naprawdę wiek Ireen też sprawia, że i gdzieś tam jest wyjątkowa. Z tego co pamiętam to ona rocznikowo ma 36 lat i sięgnęła po kolejny medal Igrzysk. Jeśli chcecie zobaczyć dokładnie dlaczego to jest coś wyjątkowego, to Basia Wilanowska, która u nas na blogu pisała o Ireen tekst, zrobiła taką analizę. Warto zajrzeć.
Ja też miałam taką drugą myśl, gdy mówiłaś o drugiej zawodniczce. Ja się pokusiłam już pod koniec Igrzysk i zebrałam takie historie, które w moim odczuciu warto, żeby z nami zostały. Które zawodnicy mogą wykorzystywać, nawet żeby się zainspirować. Ale też jeśli pracujecie z zawodnikami, to mogą się Wam przydać. Mamy jeszcze pytanie do Ciebie: czy miałaś okazję podpatrzyć pracę psychologów z innych ekip, reprezentacji?
Natalia: Niestety nie, i nad tym trochę ubolewam, że nie było takiego klimatu. Pewnie w związku z COVID, raczej staraliśmy się nie mieszać między krajami. Staraliśmy się być we własnym towarzystwie, bo od początku do końca Igrzysk zawodnicy z naszej reprezentacji startowali. A niektórzy mieli start w ostatni dzień. Było więc ważne, żeby dbać o zawodników. Ale też było ciężko w takiej sytuacji znaleźć takie osoby, namierzyć kto jest psychologiem, a kto nie. Bo tak naprawdę dostajemy, jeśli chodzi o zawody short trackowe, taką opaskę Medical Staff. I to może być fizjoterapeuta, lekarz oraz psycholog.
Mniej więcej gdy się jeździ i zna się reprezentacje, to wiadomo kto jest kim. A że psycholodzy bywają rzadziej, niż częściej to są to osoby, które ciężko namierzyć. Faktycznie myślałam, że będzie zorganizowane chociażby jakieś spotkanie. Ale niestety nie spotkałam się z czymś takim, żebyśmy mieli okazję się spotkać, porozmawiać. Ale żeby to było możliwe przy takim rozproszeniu myślę, że musiałoby to być zorganizowane odgórnie przez Komitet Olimpijski. Tylko oni mieli na nas namiary, wiedzieli, kto jest kim, kto jaką funkcję pełni. Także to była taka możliwość i niestety tego nie było, a szkoda. Chętnie bym porozmawiała z innymi osobami, zebrała kontakty, a tak – mogłam rozmawiać z innymi osobami, bo jeździliśmy razem autokarami z różnych krajów. Ale trafiałam najczęściej na trenerów, fizjoterapeutów, lekarzy, więc z takimi grupami. Były osoby z Kanady, Wielkiej Brytanii, poruszaliśmy się tym samym transportem więc mieliśmy okazję zamienić parę zdań.
Porady dla psychologów sportu i zawodników z perspektywy ZIO 2022
Gosia: To teraz prośba o szybkie odpowiedzi. Rada, jaką byś dała sobie i psychologom sportu po tych Igrzyskach i po tym doświadczeniu?
Natalia: Myślę, że sobie i pewnie też innym, żeby zadbać o siebie, żeby pamiętać w tym wszystkim, że aby pomagać innym, trzeba też najpierw być samemu w dobrym stanie mentalnym i fizycznym. I dopiero wtedy jesteśmy skuteczni, czy w ogóle mamy taką możliwość, żeby pomóc innym. I chyba to od początku mi się pojawiało i na to zwracałam uwagę. Ale chyba jeszcze bardziej bym zwróciła przy kolejnej tego typu imprezie.
Gosia: Kiedyś na swojej superwizji usłyszałam, że trzeba dbać o siebie żeby być użytecznym do pracy. I coś w tym jest. A rada dla zawodników?
Natalia: Myślę, że to jest ciężko tak o tym myśleć. Ale jak rozmawiałam z zawodnikami, którzy mieli swój debiut na Igrzyskach i mieliśmy okazję porozmawiać po to, żeby po prostu podejść do tej imprezy, że to jest start. Że trzeba zrobić to samo, że ścigamy się z tymi samymi zawodnikami, z którymi się ścigamy na innych imprezach międzynarodowych. Czy też startujemy z tymi samymi zawodnikami, i że trzeba się skupić na swojej robocie, żeby zrobić to jak najlepiej, a nie wybiegać w przyszłość i myśleć o konsekwencjach albo skupiać się na tym, co pojawi się w mediach. Więc taka praca przed imprezą, żeby umieć podejść do niej bardziej zadaniowo.
Gosia:. Ok. Wiem, że nie mogłaś tego pokazywać, ale muszę o to zapytać, tym bardziej, że nasz plakat za mną wisi. I wiem, że tego formatu na pewno nie miałaś na Igrzyskach. Czy Ty korzystałaś z jakichś naszych pomocy, z tego co my na co dzień robimy i używamy w pracy z zawodnikami?
Natalia: Tak, oczywiście, wzięłam ze sobą nasze karty , nawet w podwójnej ilości. Nie wróciły ze mną wszystkie – to znaczy, że użyłam i są w dobrych rękach. Nie wiem, czy ta osoba to ogląda/czyta, która ma te karty, ale niech z nich zrobi dobry użytek i korzysta 😉
No i wykorzystałam też plakat. Żeby trochę porozmawiać o potrzebach, żeby się na chwilę zatrzymać i rysunkowo spojrzeć na to co się dzieje i czego w danym momencie potrzebuje. Także plakat też się sprawdził. No i oczywiście zabrałam w sumie dwie walizki. Jedną z ciuchami, a drugą z różnymi pomocami. W tym nasze karty, plakaty, ale też gry takie bardziej planszowe, w które mogliśmy w więcej niż dwie osoby pograć i spędzić po prostu czas wolny. Zostawiłam je u zawodników, więc też ucieszyło mnie to, kiedy pewnego wieczora wchodzę do wspólnego pokoju, a tam cała grupa siedzi i gra sobie w gry. To mnie bardzo ucieszyło, że nie ja musiałam organizować czas wspólny, ale na tyle dobrze się czuli w swoim towarzystwie, żeby razem spędzić czas i wykorzystać to, co mieli pod ręką.
Małgorzata Stępniak
Współzałożycielka MENTALSTEPS, psycholog sportu specjalizująca się w treningu mentalnym, absolwentka Uniwersytetu SWPS i studiów podyplomowych z psychologii sportu na Uniwersytecie Gdańskim. W swojej pracy kieruje się filozofią Sportu Pozytywnego. Prowadzi wykłady ze studentami, szkolenia i konsultacje, które wspierają zawodników, ich rodziców i trenerów. Poza obszarem sportu współpracuje z Centrum eMOCja, gdzie wspiera ludzi w żałobie. Od 2016 roku związana z branżą wellnes&spa. Lubi planowanie i tworzenie na papierze, domknięte szuflady i niezagracone przestrzenie. Życie w ruchu i nowe pomysły to jej drugie imię. Uczy się zatrzymywać – najchętniej blisko morza, w które uwielbia patrzeć.